— Może być, ale wilgotna... Kupię na miarę i po sześć rubli i pięć złotych.
— Kupisz na wagę i po siedem, rzekłem!
— Co się gospodarz gniewa, kupię nie kupię, a potargować można.
— A targuj się, kiej ci pyska nie szkoda. — I nie zwracał już uwagi na Żydów, którzy rozwiązywali worki pokolei i oglądali pszenicę.
— Antek, pójde ino do pisarza i w to oczymgnienie przyjdę do cie...
— Co, na dwór skargę podajecie?
— A bez kogo to padła moja graniasta?
— Dużo to wskóracie!
— Swojego darować nie daruję.
— I... borowego przyprzeć gdzie w boru do chojaka, sprać czem twardem, żeby mu aż żebra zapiszczały — zaraz byłaby sprawiedliwość.
— Borowy, juści, że mu się to należy, ale dworowi też — rzekł twardo.
— Dajcie mi złotówkę.
— Naco ci?
— Gorzałkibym się napił i przegryzł co...
— Nie masz to swoich? Cięgiem ino w ojcowę garść uważasz...
Antek odwrócił się gwałtownie i jął pogwizdywać ze złości, a stary, chociaż z żalem i markotnością, wysupłał złotówkę i dał.
— Żyw wszystkich swoją krwawicą... — myślał i śpiesznie się przeciskał do ogromnego narożnego
Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom I.djvu/137
Ta strona została uwierzytelniona.
— 127 —