Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom I.djvu/165

Ta strona została uwierzytelniona.
— 155 —

— A nic... wszyćko mi zarówno... Każecie, to pójdę za Borynę... a nie, to ostanę przy was... bo mi to źle z wami...
Stara przędła dalej i mówiła cicho:
— Najlepiej chcę la ciebie, najlepiej... Juści, że stary on jest, ale krzepki jeszcze, i ludzki, nie tak jak drugie chłopy, uszanuje cię... Panią se będziesz u niego, gospodynią... A jak zapis zrobi, to już go tak narychtuję, żeby gront wypadł wpodle naszego, koło Żyda pod górką... a choćby i ze sześć morgów zapisał... Słuchasz to? ze sześć morgów! A trza ci iść za chłopa... trza... po co mają wygadywać na ciebie i na ozorach obnosić po wsi... Wieprzkaby się zabiło... a może i nie... może... — umilkła i już w głowie układała sobie resztę, bo Jaguś jakby nie słyszała jej słów, przędła machinalnie i, jakby jej nie obchodził los własny, tak nie myślała o tem zamężciu.
A bo to jej źle było przy matce? robiła, co chciała, i nikt jej marnego słowa nie powiedział. Co ją tam obchodziły gronta, a zapisy, a majątki — tyle co nic, abo i mąż? Mało to chłopaków latało za nią — niechby tylko chciała, to choćby wszystkie na jedną noc się zlecą... i myśl jej leniwie się snuła, jak nić lniana z kądzieli, i jak ta nić okręcała się ciągle jednako na tem, że, jak matka każą, to pójdzie za Borynę... Juści, że go nawet woli od innych, bo kupił jej wstążkę i chustkę... juści... ale i Antekby kupił to samo... a i inne może... żeby tylko miały Borynowe pieniądze... każden dobry... i wszystkie razem... a bo ona ma głowę, żeby wybierać! Matki w tem głowa, żeby zrobić, jak potrza...