Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom I.djvu/166

Ta strona została uwierzytelniona.
— 156 —

Zapatrzyła się znowu w okno, bo poczerniałe, zwiędłe georginje, kołysane przez wiatr, zaglądały w szyby, ale wnet zapomniała o nich, zapomniała o wszystkiem, nawet o sobie samej, zapadła w takie prześwięte bezczucie, jak ta ziemia rodzona w jesienne martwe noce — bo jako ta ziemia święta była Jagusina dusza — jako ta ziemia. Leżała w jakichś głębokościach, nierozeznanych przez nikogo, w bezładzie marzeń sennych — ogromna, a nieświadoma siebie — potężna, a bez woli, bez chcenia, bez pragnień — martwa, a nieśmiertelna; i jako tę ziemię brał wicher każdy, obtulał sobą i kołysał, i niósł tam, gdzie chciał... i jako tę ziemię o wiośnie budziło ciepłe słońce, zapładniało życiem, wstrząsało dreszczem ognia, pożądania miłości, a ona rodzi — bo musi; żyje, śpiewa, panuje, tworzy i unicestwia — bo musi; jest — bo musi... bo jako ta ziemia święta, taką była Jagusina dusza — jako ta ziemia!..
I długo tak siedziała w milczeniu, ino te oczy gwiezdne świeciły się, kiej spokojne wody w wiośniane południe, aż ocknęła znagła, bo ktosik otwierał drzwi do sieni.
Wbiegła Józka zadyszana, przypadła do komina, wylewała z trepów wodę i rzekła:
— Jaguś, jutro u nas obieranie, przyjdziesz!
— Przyjdę.
— W izbie będziemy obierali. Jambroży tam siedzą u tatula, tom się chyłkiem wyrwała na wieś, żeby ci powiedzieć. Będzie Ulisia, i Marysia, i Wikta, i pociotkowe drugie... i chłopaki przyjdą... Pietrek obiecał się ze skrzypicą...