— I... ja ta wiem... — pisknęła, odwracając do okna zaczerwienioną twarz.
— Posłuszna! Pokorne cielę dwie matki ssie... — dorzucił Szymon poważnie.
— W wasze ręce, matko!
— Pijcie z Bogiem, aleście jeszcze nie rzekli, kto taki? — powiedziała, że to nieobyczajnie wiedzieć naprzód, nie od dziewosłębów.
— Kto? A samci Boryna! — wykrzyknął, przechylając kieliszek.
— Stary! wdowiec! — wykrzyknęła niby z zawodem.
— Stary! Nie obrażajcie Pana Boga! Stary, a sąd miał jeszcze niedawno o dziecko!
— Prawda, ino że to nie jego było.
— Jakże, gospodarz taki i zadawałby się z pierwszą lepszą! Pijcie, matko...
— Wypićbym wypiła, ino że to wdowiec, a staremu prędzej z brzega do Abramka na piwo, to potem co?.. Dzieci macochę wyżeną i...
— Mówili Maciej, coby bez zapisu nie było... — mruknął Szymon.
— Przed ślubem chyba!
Dziewosłęby zmilkli, dopiero po chwili wójt nalał nowy kieliszek i zwrócił się z nim do Jagny.
— Napij się, Jaguś, napij! Chłopa ci raimy kiej dąb, panią se będziesz i gospodynią na wieś całą, no w twoje ręce, Jaguś, nie wstydaj się...
Wahała się, czerwieniła, odwracała do ściany, ale wkońcu, przysłoniwszy twarz zapaską, upiła ździebko i wylała resztę na podłogę...
Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom I.djvu/203
Ta strona została uwierzytelniona.
— 193 —