Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom I.djvu/238

Ta strona została uwierzytelniona.
— 228 —

— I złością z nim nie poredzi! Juści, że zapis zrobił, póki żyje, to zawdy go może odebrać — bacz to sobie, i la tego nie potrza mu się przeciwić. Niech się żeni, niech ma swoją uciechę.
Antek przybladł na to przypomnienie i drżeć począł w sobie, aż rznąć przestał.
— Przeciw temu nie powstawaj w oczy a przychwalaj i mów, że dobrze robi i zapis, miał wolę, to zrobił... niech ino resztę nam przyobieca — tobie i mojej, a przy świadkach! — dodał chytrze.
— A Józka i Grzela? — zapytał z niechęcią.
— Spłaci się ich! Bo to Grzela mało wybrał? a dy prawie mu co miesiąc posyła do wojska. Mnie ino słuchaj, zrób, jak ci redzę, a nie stracisz. Moja w tem głowa, że już tak pokieruję, co wszystko będzie nasze...
— Jeszcze baran żyje, a już kuśnierz kożuch na nim szyje...
— Mnie słuchaj... Niech ino przyobieca przy świadkach, żeby ino było za co chycić pazurami... sąd jeszcze jest i sprawiedliwość, nie bój się. A jest już jedna zaczepka, boć został gront po twojej matce...
— Wielka parada, cztery morgi — na mnie i na twoją...
— Ale go nie dał tobie ni mojej! A tyle roków sieje i zbiera! — Zapłaci wam dobrze zato i z precentami... Przywtórzę raz jeszcze, staremu się w niczem nie przeciw, przychwalaj, przygaduj, na wesele idź, dobrego słowa nie żałuj, a obaczysz, że go narychtujemy... A nie da się dobrocią, to sądy radę mu dadzą... Z Jagusią znacie się dobrze... to i ona mogłaby ci pomóc