Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom I.djvu/252

Ta strona została uwierzytelniona.
— 242 —

karze za krzywdę naszą!... pokarze... Całe sześć morgów zapisali... a te szmaty po matce... te paciorki... to wszystko... i la kogo to, la kogo?... La takiej świni, ażebyś pode płotem zdechła za krzywdę naszą, a żeby cię robaki roztoczyły, ty wywłoko, ty lakudro jedna, ty!..
— Coś powiedziała?... — zaryczał stary, przyskakując do niej...
— Że lakudra i włók ten, to i cała wieś wie o tem... cały świat... cały...
— Wara ci od niej, bo ci ten pysk o ścianę rozbiję, wara... — i jął nią trząść, ale już Antek przyskoczył i osłonił i również krzyczeć począł:
— I ja przywtórzę, że lakudra jest, włók, ja! A spał z nią, kto chciał, ja!.. — wołał nieprzytomnie i gadał, co mu ślina na język przyniesła, nie skończył, bo stary, rozwścieklony już teraz do ostatka, trzasnął go tak w pysk, aż rymnął łbem na oszkloną szafkę i z nią razem zwalił się na ziemię... Porwał się rychło okrwawiony i runął na ojca.
Rzucili się na siebie jak dwa psy wściekłe, chycili się za piersi i wodzili po izbie, miotali, bili sobą o łóżka, skrzynie, o ściany, aż łby trzaskały. Krzyk się podniósł nieopisany, kobiety chciały ich rozerwać, ale przewalili się na ziemię i tak zwarci całą nienawiścią i krzywdami tarzali się, gnietli, dusili...
Całe szczęście, że rychło rozerwali ich sąsiedzi i odgrodzili od siebie...
Antka przenieśli na drugą stronę i zlewali wodą, tak osłabł z umęczenia i upływu krwi, bo twarz miał porozcinaną o szyby.