Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom I.djvu/280

Ta strona została uwierzytelniona.
— 270 —

i u matuli nie było lepiej... Panią se będziesz, Jaguś, panią... dziewkę ci przynajmę, byś się zbytnio nie utrudzała... obaczysz!... — pogadywał zcicha, a w oczy miłośnie patrzył, na ludzi już nie bacząc, aż się na głos przekpiwali z niego.
— Jak ten kot do sperki się dobiera.
— A bo też spaśna, kiej ta lepa.
— Stary kręci się i nogami przebiera, niczem ten kogut!
— Użyje se jucha stary, użyje! — wołał wójt.
— Jak ten pies na mrozie — mruknął zgryźliwie stary Szymon.
Gruchnęli śmiechem, a młynarz aż się pokładał na stole i pięścią grzmocił z uciechy.
Kucharki znowu zaśpiewały:

Niesiem miski tłustej jagły,
By se chudzielce podjadły!

— Jagno, przychylno się, to ci coś rzeknę! — mówił wójt, przechylił się za Boryną, bo tuż przy nim siedział, i uskubnął ją w bok — a to mę na chrzestnego proś! — zawołał ze śmiechem i łakomemi oczami po niej wodził, bo mu się strasznie udała. Poczerwieniała mocno, a kobiety na to buchnęły śmiechem i dalejże przekpiwać, dowcipy trefne sadzić i poredzać, jak się ma z chłopem obchodzić!
— A pierzynę co wieczór przed kominem nagrzewaj.
— Głównie, tłusto jeść dawać, a krzepę miał będzie...