Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom I.djvu/281

Ta strona została uwierzytelniona.
— 271 —

— I przypodchlibiaj, za szyję często ułapiaj.
— A miętko dzierż, to i nie pozna, gdzie go zawiedziesz! — jedna po drugiej prawiły, jak to zwyczajnie kobiety, kiedy sobie podpiją i ozorom wolność dadzą.
Izba aż się trzęsła od śmiechu, a one tak rozpuszczały gemby, aż młynarzowa zaczęła im przekładać, by wzgląd miały na dziewuchy i na dzieci, a organista też dowodził, że to wielki grzech siać zgorszenie i zły przykład dawać.
— Bo — prawił — Pan Jezus nam rzekł i święci apostołowie, co wszystko w łacińskich książkach jak wół stoi wypisane, że lepiej zabić, niźli masz zgorszyć, bo jako te niewiniątka zgorszysz, to jakby mnie samego, tak stoi w piśmie świętem — bo niepomiarkowanie w piciu, w jadle jak i w uczynkach srogo karanem będzie, to wam ludzie kochane mówię — bełkotał niewyraźnie, bo nie po jednym już był, ni po dwóch...
— Kalikant jucha, zabawy będzie ludziom bronił.
— O księdza się obciera, to myśli, że święty!
— Niechaj se uszy kapotą zatka! — leciały nieprzychylne głosy, bo nie lubiano go we wsi.
— Wesele dzisiaj to nie grzech się zabawić, pośmiać z czego wesołego i ucieszyć, to już ja, wójt, to wama mówię, moi ludzie.
— A na ten przykład i Jezus po weselach bywał i wino pijał... — dorzucił poważnie Jambroży, ale cicho, bo już pijany był, a że w końcu przy drzwiach siedział, nikt go nie słyszał, i mówić wszyscy zaczęli, śmiać się, trącać kieliszkami, a coraz wolniej pojadać, aby