Kornet wity, czepiec szyty,
To la ciebie przyzwoity,
To na główkę włóż!...
Odsłonili ją wtedy.
Czepiec już miała na zwiniętych, grubych warkoczach, ale jeszcze się urodniejsza wydała w tem przybraniu, bo i roześmiana była, wesoła i jarzącemi oczami wodziła po wszystkich.
Muzyka zagrała wolno, i cały naród zebrany, starzy i młodzi, dzieci nawet, zaśpiewali „Chmiela“ jednym, ogromnym głosem radości. A po prześpiewaniu, same ino gospodynie brały ją do tańca. Jagustynka, że sobie już podpiła, ujęła się pod boki i nuż do niej przyśpiewkami rzucać:
Da żebym ja wiedziała,
Da że pójdziesz za wdowca,
Da uwiłabym ci wieniec,
Da z samego jałowca!
A insze jeszcze barzej przytykliwe i kolące.
Ale nikt na to nie baczył, bo już muzykanci rznęli ze wszystkiej mocy i naród w tany szedł; zadudniało znagła, jakby sto cepów biło w boisko i nierozplątana gęstwa zaroiła się w izbie, bo jedni za drugimi szli, para za parą, głowa przy głowie, a pędu nabierali — więc kapoty puścili na wiatr, kołysali się szeroko, przybijali obcasami, kapeluszami potrząchali, a czasem któryś piosneczką huknął, to dzieuchy zawiedły „da dana“ i wili się coraz prędzej, kolebali do taktu i szli w taki tan chybki, zadzierżysty, kołujący,