Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom I.djvu/315

Ta strona została uwierzytelniona.
— 305 —

skoro muzyka zagrała, zwarli się mocno i tańcowali rzetelnie a długo; to na odpocznienie brali się wpół i nosili po izbie, aże ich ciągotki brały do siebie, to pogadywali wesoło, śmiali się w głos i biedro w biedro chodzili, aż Dominikowa z niepokojem naglądała do syna.
Ale dopiero, gdy nadszedł wójt — spóźnił się, bo musiał rekrutów odstawiać do powiatu — rozruchali się ludzie, bo skoro wszedł, skoro przepił raz i drugi, wziął rozprawiać z gospodarzami i przekpiwać się z „młodych“.
— Pan młody kiej ściana, a młoducha niby to sukno czerwone.
— Jutro powiecie...
— Probant z was, Macieju, toście dnia nie zmarnowali.
— Nie gęsior przeciech, to nijak mu na oczach wszystkich!
— I półkwaterkabym nie trzymał za tem! Rzuć ino kamuszkiem w krzaki, a zawżdy ptaszek jaki wyfrunie, wójt to wama mówi!
Gruchnęli śmiechem, bo Jagna uciekła na drugą stronę.
Kobiety też dogadywały, co im ślina przyniesła na język.
Wnet się wrzawa wzmogła i wesołość ogarniała duszę, wójt pomógł rzetelnie, ale i gorzałka zrobiła swoje. Boryna nie żałował i flachę puszczał częstą kolejką; tańce też szły raźniejsze i gęstsze, śpiewać już