Hardo ano wchodził, wyniośle i mało z kim się witał, bo i równych było niewiela, jako że co najpierwsi u wójta byli na chrzcinach, syna zaś nie spostrzegł, chociaż się pilnie rozglądał w tłoku.
Antek zaś już nie spuszczał oczów z Jagusi. Stała właśnie przy szynkwasie, chłopaki się do niej sypnęli zapraszać do tańca, odmawiała, pogadując wesoło a ukradkiem przebierając oczami wskróś ludzi — taka urodna widziała się dzisiaj, że choć naród już był napity, a spoglądali na nią z podziwem. Ponad wszystkie piękniejsza. A przecież była tam i Nastka, ano do malwy z czerwieni szmat i wyrostu podobna, była i Weronka Płoszkówna, kiej georginja rumiana i w sobie wielce podufała, była Sochówna, skrzat ledwie dorosły, gibki i z gembusią, kiej ten cukier słodką, były i drugie urodne, wyrosłe, ciągnące oczy parobków, a jak Balcerkówna Marysia, napodziw wyrosła, biała, rzepiasta dziewka i pierwsza we wsi tanecznica — ale żadna ani się równała z Jagną, żadna.
Przenosiła wszystkie urodą, strojem, postawą i tymi modremi, jarzącemi ślepiami, jako róża przenosi one nasturcje, a malwy, a georginje, a maki, że zgoła podlejsze się przy niej widzą, tak ci ona przenosiła wszystkie i nad wszystkie panowała. Przystroiła się też dzisiaj kiej na jakie wesele; wełniak wdziała gorąco-żółty w zielone a białe pasy, stanik zaś z modrego aksamitu dziergany złotą nitką i głęboko, do pół piersi wycięty, a na koszuli cieniuśkiej, która bieluchną fryzką burzyła się suto koło szyi i przy dłoniach, zawiesiła rzędy korali, bursztynów i onych pereł, na wło-
Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/178
Ta strona została uwierzytelniona.
— 178 —