Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/044

Ta strona została uwierzytelniona.
— 42 —

sielnie się nią opiekował; był nawet dobrodziej, rychtowany nasprzeciw przez Dominikową.
Tyle że jej nie przemogli, nie dała się niczemu, co dnia głębiej wrastając w ziemię i krzepciej dzierżąc w garściach rządy, iż ledwie po dwóch niedzielach a już wszystko szło jej wolą, rozumem a mocą.
Ona zaś ni dojadła, ni dospała, ni wypoczęła, harując nikiej ten wół w jarzmie od świtania do nocy późnej.
Jeno, że to niezwyczajna była ni takiej pracy, ni stanowienia o wszystkiem swoją głową, a wielce z natury nieśmiała i przez Antka zahukana, to jej tak ciężko nieraz przychodziło, aż ręce opadały.
Ale krzepił ją strach, by z gospodarki nie wysadzili, a i ta zawziętość przeciw Jagnie.
Zresztą z czego ta jej moc szła, to szła, dość, że się nie dała, urastając we wszystkich oczach na niemały podziw i uważanie.
— A to przódzi się widziała, jako trzech nie zliczy, a teraz ci już za dobrego chłopa stanie — powiedały o niej co najpierwsze we wsi gospodynie, że nawet Płoszkowa i drugie rade przyjacielstwa z nią szukały, chętliwie wspomagając dobrem słowem i czem jeno mogły.
Juści, że wdzięcznem sercem przyjmowała, nie stowarzyszając się jednak zbytnio i nie ciesząc z ich łask, bo niełacno zapominała krzywd niedawnych.
Nie lubiła pleść bele czego, to i nie potrza jej było sąsiedzkich ugwarzań, ni tego w opłotkach wystawania la obmowy.