Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/115

Ta strona została uwierzytelniona.
— 113 —

— A o to jeno stoi, z czego ma profit — zakrzyczały znowu.
— Namawiał, aby dać tamtym po mendlu jajek z chałupy, albo po kurze, to poniechają i drugie wsie do szarwarku wygonią.
— Tych kamieni bym dała!
— Kijaszkiem przyłożyła!
— Cichojcie, kobiety, by was nie skarali za ubliżenie urzędowi!
— Niech karzą, niech wezmą do kozy, do oczu stanę choćby największemu urzędowi i wypowiem wszystko, w jakiem to ukrzywdzeniu żyjemy!..
— Wójtabym się bojała!.. Figura zapowietrzona!.. Tyle mi znaczy, co ta kukła do strachania wróbli!.. Nie pamięta o tem, że chłopy go wybrały, to i one mogą z tego urzędu zesadzić... — wrzeszczała Płoszkowa.
— Karaćby jeszcze mieli!... A nie płacim to podatków, nie dajem chłopaków w rekruty, nie robim, co ino każą!.. Mało im jeszcze, że nam chłopów pobrali!..
— A niech się zjawią, wnet jakaś bieda pada na kogoś.
— Psa mi ano we żniwa w polu ustrzelili!..
— Mnie zaś do sądu podali, że się sadze zapaliły!..
— A mnie to nie, żem tu łoni len suszyła za stodołą?
— A jak to sprały Gulbasiaka, że kamieniem na nich puścił!..
Krzyczały spólnie, ciżbiąc się do Rocha, aż uszy zatykał od wrzasku.