— Dzieciom nosy obcierać! — wrzeszczały jedna przez drugą, rozgłośnym śmiechem wybuchając, ale Jasiek się nie stropił, strzyknął śliną przez zęby i rzekł:
— O takie głupie skrzaty nie stoję!.. Gęsi wama paść jeszcze!
— Sam łoni za krowim ogonem tańcował, a tera parobka udaje...
— I co dnia portki gubił, tak przed bykiem uciekał.
— Ożeń się z Magdą od Jankla, ta ci pasuje w sam raz.
— Żydowskie bachory niańczy, to i tobie nos będzie umiała ucierać.
— Albo z Jagatą, to ją na odpusty poprowadzisz — rzucały w niego szydliwie.
— A jakbym do której z wódką posłał, toby się do Częstochowy ochfiarowała i wszystkie piątki suszyła z radości! — odpowiedział.
— A pozwoli ci to matka, kiejś w chałupie potrzebny do mycia garnków i macania kur — zawołała Nastka.
— Bo się ozgniewam i pójdę do Marysi Balcerkówny!
— Idź: już tam Marysia czeka na cię z pomietłem, albo czemś gorszem...
— A niech cię jeno dojrzy, to zaraz pieski pospuszcza.
— I nie zgub czego po drodze! — śmiała się Nastuś, pociągając go ździebko za portki, bo miał wszystką przyodziewę kiejby na wyrost.
Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/172
Ta strona została uwierzytelniona.
— 170 —