Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/202

Ta strona została uwierzytelniona.
— 200 —

zrumieniły się czuby drzew i dachy młynicy, zaś staw jakby kto potrząsł bladem zarzewiem.
Turkoty wozów, krzyki ludzi, ryki, straszna groza zniszczenia biły z pożaru, a wieś wciąż stała, jakby ten żywy mur w ziemię wrosły, a pasący oczy i dusze odemstą...
Zaś od karczmy rozlegał się ochrypły głos pijanego Jambroża:

„Da Maryś moja, Maryś!
Da dobre piwo warzysz!“





VI.


Na taką dziwną wieść Hanka aż się uniesła z pościeli, że Jagustynka przechwyciła ją jeszcze w porę i do poduszek przygnietła.
— Dyć się nie ruchajcie, nie pali się nikaj!
— Bo taką rzecz powiedzieli, jakby im we łbie zamroczyło; przemyjcie sobie ciemię święconą wodą, to wama dur przejdzie.
— Nie, Hanuś, rozum swój mam i prawdę rzekłem, jako pan Jacek od wczoraj siedzi wraz ze mną... juści... — jąkał Bylica, przyginając się do kichania po tęgiem zażyciu.
— Widać już docna ogłupiał! Obaczcie, czy nie wracają, dziecko mi zagłodzą.
— Od kościoła nikogój jeszcze nie widno! —