Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/205

Ta strona została uwierzytelniona.
— 203 —

— Marnacja, mój Jezu, żniwa jeszcze za górami, a przednówek za progiem.
— Za progiem! W chałupach już siedzi, za brzuchy ściska, że ledwie zipią.
— Wypuściliście to maciorę?
— Legła pod ścianą, ale prosiaki śliczne, okrągluchne, kiej te bułeczki.
Bylica stanął we drzwiach i zająkał:
— Gęsi pod jangrestami ostawiłem. A to przyszedł niby pan Jacek we święto i powiada: „Wprowadzę się do ciebie, Bylica, na komorne i dobrze zapłacę...“ Myślałech: przekpiwa se z chłopa, jako u panów zwyczajnie, i rzekę: „Grosza mi potrza i pokoje wolne mam!“ Zaśmiał się, dał mi paczkę peterburki, chałupę obejrzał i mówi: „Wy możecie tu wysiedzieć, to i ja poradzę, a chałupę zwolna wyporządzim, że za dwór starczy!“
— Cie, taki szlachcic, dziedziców brat! — dziwiła się stara.
— Zrobił se legowisko pobok mojego i siedzi. Wychodziłem, to na progu papierosa kurzył i wróble ziarnem przynęcał.
— A cóż to jadł będzie?
— Garnuszki ze sobą sprowadził i arbatę cięgiem warzy a popija...
— Na darmo tego nie robi, cosik w tem być musi, że taki pan...
— A jest, że docna ogłupiał! Człowiek każden zawdy zabiega i turbuje się o lepsze, a taki pan chciałby mieć gorzej? Nic inszego, jeno rozum stracił —