Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/318

Ta strona została uwierzytelniona.
— 316 —

odrabiaj! — chlastała kiej batem, a tak wzgardliwie, że Mateusz zapomniał języka w gębie.
Wstyd go przejął, poczerwieniał kiej burak, przygiął się i uciekł poprostu.
A Jagnę, choć powiedziała, co czuła i z czem się już cały tydzień nosiła, żal teraz ogarnął: nie myślała, iż się ozgniewa i pójdzie sobie.
— Głupi, przeciech ja ino tak sobie powiedziałam, przez złości! — myślała, markotnie patrząc za nim. — I żeby się zaraz ozgniewać!.. Mateusz!
Ale nie usłyszał, śmigając przez sad jakby poszczuty.
— Zła osa, ścierwo! — mruczał, lecąc już prosto do domu. Gniew nim miotał na przemian z podziwem. Jakże, zawdy była taka trusia, gęby ozewrzeć nie poredziła. Toć go sponiewierała kiej psa! Wstyd nim zatrząsł, że obejrzał się, czy aby kto nie słyszał jej pyskowania.
— Tereskę mu wypomina! Głupia!.. co mu ta żołnierka?.. zabawa i tyla! A jak to ślepiami sypnęła! jak to harno pod bok się ujęła! jak to buchnęło od niej lubością!.. Jezu, i w pysk wziąć od takiej nie wstyd, bele się jeno dostać do miodu... — Cięgotki go wzięły, zwolnił kroku przed chałupą.
— Ozgniewała się, żem o niej przepomniał... Bogać, com winowaty... i o Tereskę... — skrzywił się jak po occie. Dosyć już miał tej płaksy, zbrzydły mu te ciągłe kwiki. Nie ślubował przeciech, by się jej musiał trzymać, jak ten ogon krowy! Ma przeciech chłopa! I ksiądz gotów go jeszcze wypomnieć z ambony!