Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/323

Ta strona została uwierzytelniona.
— 321 —

— Prędko wybieraj, a w druchny me proś, Mateusz — pisknęła Kasia, najstarsza.
— Cóż, kiej niełacno: wszyćkie zarówno wybrane i jedna w drugą najlepsze. Magdusia najbogatsza, ale już przez zębów i ze ślepiów jej cieknie; Ulisia, niby kwiat, jeno co ma jedno biedro grubsze i beczkę kapusty we wianie; Franka z przychowkiem; Marysia zbyt szczodra dla parobków; Jewka, choć ma całe sto złotych samą koprowiną, wałkoń, pod pierzyną cięgiem wyleguje. A wszystkieby tłusto jadły, słodko popijały i nic nie robiły. Czyste złoto takie dzieuchy! A zaś jeszcze drugie mają la mnie za krótkie pierzyny.
Gruchnęli śmiechem, jaże się gołębie porwały z dachów.
— Prawdę mówię. Przymierzałem u niejednej, ledwie mi do pół łyst sięgają, jakże bym to zimą wyspał? cheba w butach, co?..
Zgromiła go Kłębowa, iż zbereżeństwa gada przy dzieuchach.
— La śmiechu jeno mówię. Przeciek powiedają, co poczciwe żarty nie szkodzą i pod pierzyną.
Ale dziewczyny rozczapierzyły się kiej te jendyczki.
— Hale, jaki przebierny!.. będzie się tu przekpiwał ze wszystkich! Kiej ci w Lipcach mało, na drugich wsiach se szukaj! — jazgotały.
— Jest ich w Lipcach, jest: przecie łacniej o dostałą pannę, niźli o całą złotówkę. Po dydku i już z ojcowym litkupem je przedają. By jeno kupce się