judzać na wójta, prawiąc, jaki to zły przykład la ludzi daje, jaki wstyd przez niego, i różne różności.
— Trzymam i o tobie swoje, jeno ci nie powiem — mruczał znowu Sikora.
— Zwalić go z urzędu, to jedyna rada, zaraz mu trąba zmięknie! — prawił, stawiając nową kwaterkę. — Posadzilim go na wójtostwie, to mocnim i zesadzić! To, co dzisiaj zrobił, wstyd la całej wsi, aleć gorsze robił, z dziedzicem zawdy trzymał na szkodę gromady, szkołę chce w Lipcach stawiać, Miemców na Podlesie to on pono dziedzicowi naraił. A hula cięgiem, pije, stodołę sobie postawił, konia przykupił, mięso co tydzień jada i herbatę pija — za czyje to pieniądze? co? Juści nie za swoje, jeno za gromadzkie...
— To trzymam, co świńtuch jest wójt, ale i tybyś swojego ryja chciał wsadzić do koryta! — przerwał mu mamrot Sikory.
— Spił się i bele co powiada.
— Swoje trzymam, że cię na wójta nie wybierzem!
Odsunęli się od niego i cosik długo w noc uredzali.
Zaś nazajutrz jeszcze rozgłośniej jęli rozgadywać całą historję, bo ksiądz zabronił stawiania ołtarza przed wójtem, jak to co rok bywało. Juści, co się wszystkiego dowiedział i zaraz rano kazał wołać Dominikową, która była dopiero o północku wróciła, i taki był zły, że organistę zwymyślał a Jambroża cybuchem przekropił.
Ów dzień Bożego Ciała przeszedł był jak i poprzednie, wielce pogodny, jeno dziwnie duszący i cichy; najmniejszy powiew nie przewiewał nad ziemią,
Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/369
Ta strona została uwierzytelniona.
— 367 —