— Przewąchał cosik i na zwiady przyleciał.
— Gotów teraz iść słuchać pod okno.
— O sobie jeszcze co takiego usłyszy, że mu się odechce.
— Cichojta-no, chłopcy! — zaczął Grzela uroczyście. — Mówiłem już wama, co Podlesie nie przedane jeszcze Miemcom, ale leda już dzień mogą pojechać do aktu, a nawet mówili, co na przyszły czwartek.
— Dyć wiemy i trzeba na to zaradzić! — zawołał niecierpliwie Mateusz.
— Radź, Grzela: na książce umiesz, gazetę czytujesz — to ci łacniej.
— Bo jak Miemce kupią i zasiędą o miedzę, to będzie jak w Górkach: powietrza prosto zbraknie do dychania w Lipcach i z torbami pójdziemy, albo do Hameryki.
— A ojce jeno się we łby skrobią, wzdychają i zaradzić nie poredzą.
— I z gospodarek nam nie ustąpią! — rzucali jeden po drugim.
— Wielka rzecz Miemcy! siedziały takuśko w Liszkach, a nasi ich wykupili co do jednego, że zaś w Górkach było inaczej, to same chłopy winowate: piły, procesowały się cięgiem i torby se wygrały.
— To i z Podlesia możem wykupić i przegnać! — wołał Jędrek Boryna, stryjeczny Antka.
— Łacno mówić: teraz niema za co kupić; chociaż tylko po sześćdziesiąt rubli morgę sprzedają, a potem to znajdziesz z jakie tysiąc złotych za to samo?..
Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/381
Ta strona została uwierzytelniona.
— 379 —