Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/383

Ta strona została uwierzytelniona.
— 381 —

— A bo już wytrzymać nie mogę, jaże djabli człowieka bierą: ciasnota wszędy, że chałupy dziw się nie rozwalają, tyla w nich siedzi, bieda jaże piszczy, a tu pobok leży ziemia wolna i prosi się, by ją wziąć... a nie ugryziesz, choćbyś zdychał z głodu, niema jej kupić za co i pożyczyć niema od kogo. Żeby to wciórności z takiem urządzeniem!
Grzela opowiedział, jak to jest indziej, po drugich krajach.
Słuchali, wzdychając żałośnie, a Mateusz mu przerwał:
— Cóż nama z tego, że drugie dobrze mają! Pokaż głodnemu miskę pełną i schowaj, niech się nachla patrzeniem! Dobrze mają: kaj indziej to jest opieka nad narodem, nie tak, jak u nas, gdzie każden chłop rośnie se jako ta dziczka w czystem polu, że czy zmarnieje, czy też wyrośnie — co to kogo swędzi?.. bele jeno podatki płacił, w rekruty szedł i urzędom się nie przeciwił! Mierzi mi się już takie życie i do grdyki idzie.
Grzela, wysłuchawszy cierpliwie, zaczął znowu swoje:
— Jest tylko jeden sposób, żeby Podlesie było nasze.
Przysunęli się jeszcze bliżej, by i słowa nie stracić, gdy naraz taki wrzask wstrząsnął całą karczmą, jaże szyby zabrzęczały i muzyka grać przestała. Poleciał tam któryś na przewiady i opowiadał potem ze śmiechem, co się stało: Dominikowa narobiła takiego piekła, przyleciała bowiem z kijem po synów, chciała