Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/387

Ta strona została uwierzytelniona.
— 385 —

— Bo ja wolę trzymać ze swoimi, biedy się użyje, jak i wszystkie, ale jakoś z pomocą boską żyć można... Ale gdzie przychodzą Niemcy, to już tam nie tylko biedny Żydek się nie pożywi, tam pies nie ma co jeść... Niech one zdechną, niech ich ta... tfy... choroba wytłucze!..
— Żyd i trzyma z narodem! Słyszeliśta, co?
Dziwowali się coraz barzej.
— Ja jestem Żyd, ale mnie w boru nie znaleźli, ja się tutaj urodziłem, jak i wy, mój dziadek i mój ojciec też... to z kim ja mam trzymać?.. co?.. Czy to ja nie swój?.. Przecież jak wam będzie lepiej, to i mnie będzie lepiej!.. Jak wy będziecie gospodarze, to ja będę z wami handlował!.. Jak mój dziadek z waszymi, no nie?.. A coście mądrze o Niemcach myśleli, to ja całą butelkę araku postawię!.. Wasze zdrowie gospodarze podlaskie! — zawołał, przepijając do Grzeli.
Pili gęsto, i taka radość nimi owładnęła, że dziw Żyda nie całowali po brodzie, usadzili go między sobą i wszystko znowu rozpowiedzieli, radząc się go we wszystkiem. Nawet Grzela się rozchmurzył i przystał znowu do nich, by go nie posądzili o co złego.
Narada już niedługo trwała, bo Mateusz się podniósł i wołał:
— Do karczmy, chłopcy, nogi wyprostować, dosyć na dzisiaj!..
Hurmą tam poszli, a Mateusz odbił zaraz jakiemuś Tereskę i puścił się z nią w tany, a za nim drugie zaczęły dziewki z kątów wyciągać, na muzykantów krzykać i w tany iść, kiej wicher.