— Przyślim od całej wsi poto — mówił po polsku, głośno i wyraźnie — by was prosić po dobroci, żebyście nie kupowali Podlesia...
— Tak! Juści! Poto! — przywtórzyli za nim, trzaskając kijami.
Tamci zrazu osłupieli.
— Co on gada? Czego chce? Nie rozumiemy! — bełkotali, uszom nie wierząc.
Więc im Rocho raz jeszcze i po niemiecku powtórzył, a ledwie skończył, Mateusz ciepnął zapalczywie:
— I byście se, pludry, poszły do wszystkich djabłów!
Wrzask buchnął, skoczyli naraz, jakby ukropem polani, kłębiąc się a szwargocąc zajadle, trząchając kulasami, tupiąc ze złością, że już niejeden z pięściami darł się ku chłopom i wygrażał, ale stali nieporuszeni, jak mur, paląc srogiemi oczyma, ręce się im jeno trzęsły, a zęby zacinały.
— Czyście wy wszyscy powarjowali? — wołał stary, podnosząc ręce. — Wzbraniacie nam kupować ziemię! Dlaczego? Z jakiego prawa?..
Znowu mu Rocho wyłożył wszystko spokojnie, szeroko i jak się patrzy, ale Niemiec, poczerwieniawszy ze złości, wrzasnął:
— Ziemia jest tego, kto za nią płaci!
— Tak wygląda po waszemu, ale po naszemu jest inaczej, że powinna być tego, komu jest potrzebną — powiedział uroczyście.
— A to w jaki sposób, za darmo może, po zbójecku? — kpił urągliwie.
Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/418
Ta strona została uwierzytelniona.
— 416 —