Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/422

Ta strona została uwierzytelniona.
— 420 —

— Byle jeno Miemcy ustąpiły! — westchnął sołtys.
— Nie turbujcie się, już my w tem, że ustąpią — zapewniał Mateusz.
— Wziąłbym tę ziemię skraja, przy drodze — szepnął Pryczek Adam.
— A mnie by się widziały w pośrodku, te z figurą — rzekł inszy parobek.
— Ja bym się darł o te od Woli.
— Cie, żeby tak dostać na ogrodach po foliwarku!
— Jaki mądrala, najlepszeby chciał!
— Wystarczy la wszystkich po kawale — uspokajał Grzela, bo już byli się sprzeczać zaczęli.
— Jeżeli dziedzic się zgodzi, a odda wam Podlesie, to niemała praca was czeka, niemały trud — ozwał się Rocho.
— Wydolim! wydolim wszystkiemu! — wołali radośnie.
— Owa! nie straszna praca na swojem!
— Nawet wszystkim dziedzicowym ziemiombyśmy poradzili.
— Niech jeno dadzą, a obaczycie!
— Człowiekby się wparł w ziemię, kiej drzewo i niech mu kto poredzi, niech popróbuje wyrwać!

Rozgwarzali się między sobą, coraz prędzej idąc, bo już od wsi zaciemniała gromada kobiet, biegnących naprzeciw.