Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/146

Ta strona została uwierzytelniona.
— 144 —

Urwała znagła, ale że była harda i nieustępliwa, to zaśpiewała dalej, jeno co już ciszej i jakby lękliwiej:

„Kazała cię matka prosić,
Żebyś mleka dała dosyć,
Stój, siwulo, stój!“

— Zawarłabyś ano gębę, gospodarz w chałupie! — skarciła ją Hanka, dźwigając picie la ostatniej krowy — zaraz tu będzie posłuch — dodała.
Odebrał jej cebratkę i, stawiając ją krowie, powiedział ze śmiechem:
— Drzyj się, Józia, drzyj, a to szczury prędzej uciekną z chałupy...
— A zrobię, co mi się spodoba! — warknęła harno i zaczepnie, ale, skoro odeszli, przycichła zaraz, bocząc się jeno na brata i pyrchając nosem.
Hanka zwijała się teraz kole świń, tak skwapnie dygując ciężkie cebrzyki z żarciem, jaże jej pożałował, bo rzekł:
— Niech chłopaki zaniesą, za ciężko, widzę, na ciebie! Poczekaj, zgodzę ci dziewkę, bo Jagustynka tyla ci pomaga, co ten pies napłacze. Kajże to ona dzisia?
— Do dzieci poleciała, na zgodę idzie z niemi! Dziewka juści coby się zdała, jeno co tylachny koszt. Poredziłabym sama, ale, jak każesz... twoja wola... — dziw, że go w rękę nie pocałowała z wdzięczności, ale jeno dorzuciła radośnie: — I gąsków możnaby więcej przychować, a i drugiego karmika mieć na przedanie!