Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/311

Ta strona została uwierzytelniona.
— 309 —

Odeszła wielce skłopotana, bo w domu nie było już ani grosza, lecz, natknąwszy się na kowalową, siedzącą przed zawartą kuźnią, rozżaliła się przed nią i zapłakała na młynarza.
Ale kowalowa ozwała się z prześmiechem:
— To wam jeno rzeknę, co już niedługie to jego panowanie.
— Hale, a któżto da radę takiemu bogaczowi, kto?
— Jak mu wiatrak postawią pod bokiem, to mu i radę dadzą.
Kłębowa jaże oczy wytrzeszczyła ze zdumienia.
— A mój wiatrak postawi. Co ino poszedł z Mateuszem do boru, wybierać drzewo, na Podlesiu będą stawiać kole figury.
— Cie... Michał stawia wiatrak, śmiercibym się prędzej spodziała, no, no. Ale dobrze tak temu zdzierusowi, niech mu kałdun spadnie.
Tak jej ulżyło, że śpieszniej szła ku domowi, ale, dojrzawszy Hankę, pierącą pod chałupą, wstąpiła podzielić się tą niespodzianą nowiną.
Antek majdrował cosik kole woza i, posłyszawszy rozmowę, rzekł:
— Prawdę wam powiedziała Magda, kowal już kupił od dziedzica dwadzieścia morgów na Podlesiu, zaraz przy figurze, i tam wystawi wiatrak! Młynarz się wścieknie ze złości, ale niech mu rura zmięknie! Tak się już wszystkim dał we znaki, że nikto go nie pożałuje.
— Nie wiecie to niczego o Rochu?
— Nic a nic — odwrócił się od niej jakoś śpiesznie.