cję. Ponieważ było jeszcze dość czasu do pociągu, więc zjadł u nich obiad i rozmawiał długo z matką i panną o bardzo drobnych i bardzo obojętnych sprawach. Na pożegnanie, podając rękę Adzie, uczuł delikatne, odruchowe może uściśnienie. Ada była cały czas poważna, matka ożywiona i serdeczna, a zawiadowca przyjacielski i usłużny.
Wsiadł do pociągu i wkrótce znalazł się tam, skąd kilka miesięcy temu wyjeżdżał z rozpaczą. Poszedł prosto do biura Naczelnika. Jakże różne wrażenia miotały nim wówczas a dziś!...
Naczelnik przyjął go z jakąś zafrasowaną miną i starał się to pokryć gadatliwością i życzliwem współczuciem.
— Proszę pana... — zaczął. — Niechże pan siada... — i sam przysunął krzesło. — Hm, jakże tam zdrowie?
— Dziękuję panu Naczelnikowi, zdrów jestem.
— To dobrze, bardzo dobrze... Hm,
Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/101
Ta strona została przepisana.