Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/103

Ta strona została przepisana.

— Et, jakiś tam...
— Gdzie przeznaczony?
— Na miejsce po tym biednym Józefie.
— Na miejsce po Józefie — pytał, nie wierząc własnym uszom.
— A tak, tak, proszę pana! Hm...
— Ależ... to nie może być! — wyszeptał Jan z trudem.
— Jest jednak, jest. Hm, proszę pana, szczerze pragnąłem panu pomóc, szczerze. Ale cóż poradzić? Gdybyś pan był przyjechał zaraz po śmierci, choć na drugi dzień, no, to jeszczeby się coś poradziło, ale tak, za późno! Gdybyśmy nawet, powodowani szczerą chęcią, chcieli coś zrobić, wszystko będzie napróżno!
— Napróżno!... Więc miejsca niema... niema... Więc wszystko napróżno! Wszystko napróżno — jąkał głosem trwogi i rozpaczy, skamieniały usłyszaną wiadomością...
— Napróżno!... — i wzdrygnął się