czącego. Wiedziała, że tylko w jej objęciach ta umęczona głowa marzyciela znajdowała ukojenie.
— Drogi ty mój, najdroższy — szeptała.
Podniósł głowę.
— Chcę słyszeć twój głos, bo smutek zaczyna się wkradać do mej duszy. Mów, poeto mój ukochany.
— Kocham cię!
— Więc czemuś smutny?
— Być może dlatego, że kocham. Może dlatego, że żyję, nie wiem... Jest we mnie jakaś struna, która, poruszona dźwiękiem, barwą, wonią, przypomnieniem czegoś, co może i nie jest, marzeniem bez formy i wyrazu, czasem myślą własną — drży w piersiach, dźwięczy w mózgu, przepełnia bólem, owiewa tęsknotą, i wtedy cierpię! Czemu? Nie wiem! Czuję tylko, że pustka mnie otacza. Jakaś nieobjęta szarość przytłacza mnie ciężarem nieokreślonych męczarni i nawskroś przejmuje. Zapadam się bez sił, nie widzę i nie szukam oparcia — nie pra-
Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/115
Ta strona została przepisana.