Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/120

Ta strona została przepisana.

— Od dzisiaj będziemy już zawsze razem, dobrze?
— O tak, kroplą zagasisz słońce...
— Spojrzyj! — zawołała. — Słońce zaszło. Jedźmy na jezioro. Powietrze, wieczór rozpędzą smutne myśli.
— Przyroda daje więcej odczuć jeszcze nicość naszą.
— Nie mówmy o tem. Cóż mnie więcej obchodzi ponad to, że cię kocham, mój panie! — zawołała, siląc się na wesołość. — Więc jedźmy.
— Dobrze. Zaraz?
— Jam prawie gotowa, zarzucę tylko szal, robi się chłodno.
Wkrótce schodzili z ganku i poszli w kierunku jeziora.
Smukłe ich postacie rysowały się wyraźnie na jasnem tle nieba. Weszli na rodzaj trawnika, nad brzegiem wody, który wstęgą, powyszarpywaną przez fale, obiegał jezioro. Równolegle szła szeroka, polna droga ku zabudowaniom dworskim. Tumany kurzu szły stamtąd, wraz z odgłosa-