Noc majowa panowała z całym swoim czarem, pełnym majestatu i tajemniczości. Jasna, cicha, potężna urokiem.
Ziemia była jakby tronem dla bóstwa milczenia i snu...
Ołtarzem, przed którym śpiewały hymny wonie kwiatów, jakieś szmery nocy, pełne niepokoju, blaski, drzewa, krople rosy, błyszczące jak perły, drganie gwiazd.
Przez to Niepojęte, nie mające nazwy, którego nie dojrzeć okiem, ani pojąć rozumem, lecz które się odczuwa i co jest Ołtarzem, owianym przez mgły, unoszące się niebieskawym obłokiem z trybularzy łąk i przysłaniające widmowe kontury świata. Ta noc była symfonją czarodziejki-wiosny, wspaniałej potęgą piękna i melancholji, śpiewanej z uniesieniem omdlewającego życia z nadmiaru soków — Nieznanemu!
Całe życie młodzieńca, pełne szamotań, wysiłków chorej woli, okrutnego zmagania się zwątpień i pragnień — rozpływało się i milkło, ukojone kontemplacją wszechbytu. W piersiach wstawała miłość
Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/128
Ta strona została przepisana.