Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/131

Ta strona została przepisana.

cisza wyczerpania rozlała się w jego myślach i sercu, nerwy wracały zwolna do równowagi. Zaczął oddychać pełnią życia fizycznego.
— Zaśpiewasz? — spytał powtórnie. — Bardzo chętnie — odparła. — Zsunęła się z ławeczki i, klęcząc na dnie łodzi, przechylała się całą postacią, zrywając nadbrzeżne kwiaty.
I tak, przechylając się co chwila, zaczęła nucić jakąś starą piosenkę o miłości:

Chociaż otoczą cię wieńce i kwiaty,

Miłość ci w piersi tchnie Amor skrzydlaty,
Serca, co kochać cię będzie goręcej,

Nie znajdziesz więcej...

Głos, z początku przyciszony, trochę schrypnięty, po pierwszych zwrotkach nabrał czystości i zabrzmiał donośnie w ciszy nocnej. Przestała rwać kwiaty i śpiewała z rosnącem przejęciem, pełnem uczucia: