niom, a nędza i głód zajrzały w oczy, musiałem się jąć choćby najcięższej pracy, pierwszej z brzega. Z jaką trudnością mi przychodziła! Pracowałem, dopóki mogłem, niechaj te ręce panu Naczelnikowi dopowiedzą — i wyciągnął przed siebie ręce grube, napracowane, poranione, sine od mrozu...
— Ah!... a teraz nie robi pan już na plancie? — co mówiąc, odwrócił twarz w inną stronę, ze wstrętem czy też z podziwem.
— Odprawiono mnie z roboty.
— Dlaczegóż to?
— Pierwsze, że roboty teraz znacznie mniej, a drugie, że nie jestem dość silny, nie mogę tyle zrobić, ile każdy z robotników, bo jestem chory — temi rękami odparzonemi trudno mi podjąć oskard lub młot, trudno pchać taczki. Oh, nie mówię, ile w tem upokorzenia, że ja wobec prostego chłopa, bydlęcia roboczego, stoję nieskończenie niżej, bo nie mogę stanąć z nim narówni do pracy, nie mam dość sił — nie
Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/14
Ta strona została przepisana.
— 14 —