pieśni pielgrzymów. Od głównej bramy dochodziły senne zawodzenia dziadów lub półgłosem, przez sen, trzepane pacierze.
Pod murami klasztoru rozlegał się miarowy odgłos stąpań kilkudziesięciu musztrujących się żołnierzy i warkot bębna. Co chwila przesuwał się długi szereg, do połowy popielaty od kurzu. Co chwila czerwona wstęga lampasów u czapek skręcała się i rozkręcała, wydłużała, zwężała, wyginała to w tę, to w ową stronę i sunęła naprzód, rozwijając się jak wąż. Długi szereg nóg podnosił się jednocześnie i opadał z głuchym łoskotem na spieczoną ziemię. Ostro, energicznie wyrzucana komenda podnosiła się nad szeregami, przelatywała jak raca i milkła...
Wraz potem rozlegał się suchy chrzęst karabinów, przerzucanych do nogi, czasami zgrzyt bagnetu o bagnet i łopot ciężkich nóg. Oficer, z szablą w ręce, uwijał się przed frontem, w słonecznej spiekocie, jak salamandra, cofał wtył, gdy następowano, uchodził wbok, gdy kolumna jak wachlarz
Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/140
Ta strona została przepisana.