Ta strona została przepisana.
przytomny, począł śpiewać przerwaną kolędę:
W żłobie leży,
Któż pobieży
Złowrogiem echem odbił się śpiew w ciszy szpitalnej, ochrypły głos był jak wycie, jak huragan przekleństwa.
Rozkołysane cienie zadrgały. Chorzy podnosili z barłogów zdumione twarze...
A z poza pełgającego światełka oliwnej lampki patrzyły zimne, nieruchome, nieubłagane, jak Przeznaczenie, oczy świętego, prześlizgiwały się poprzez tę całą nędzę ludzką i patrzyły daleko, gdzieś, w Nieskończoność...
Krosnowa, rok 1892.