Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/17

Ta strona została przepisana.
— 17 —

— Rozumiem pańskie położenie — hm! tak, w zupełności rozumiem i boleję nad niem, hm, tak, boleję — ozwał się Naczelnik, oddając świadectwa Janowi. — Ale nic panu poradzić nie mogę, teraz kompletnie nic, wszystkie miejsca zajęte, hm! zapchane! — Pomilczał chwilę.
— Gdybyś się pan później zgłosił — może się jakieś miejsce otworzy. Dowiaduj się pan — hm! Gdybyś pan miał świadectwa z ukończonej szkoły technicznej to, hm! możeby się prędzej coś poradziło, ale tak... — ścisnął ramiona, rozkładając ręce, jakby się usprawiedliwiał. — Technicy są fachowcami, mają w danym kierunku specjalność...
— O, i my ja mamy!
Naczelnik spojrzał pytająco.
— Umierania z głodu!
— Wstąp pan do szkoły technicznej, łatwiej panu będzie później znaleźć miejsce w drodze żelaznej.
Jan spojrzał mu w oczy wzburzony, sądził, że żartuje, ale w nieruchomej twa-