— Pięćdziesiąt kopiejek, to czyste kpiny. Dziesięć rubli, to gram, a nie — to nie!
— Zrywasz pani spektakl! Rujnujesz pani mnie! Zarzynasz — 10 rubli! Nie jesteś pani w towarzystwie!
— Drwię sobie z tego i z tych, co mi to mówią. Przyjmą mnie wszędzie.
— W domu publicznym.
— Zaczekam, aż go dyrektorowa założy. — Dyrektorowa rzuciła się, wołając:
— Jasiu! ach! ach! — i udawała omdlenie.
— Na prawo, dyrektorze... na prawo... jest kanapa, będzie wygodniej — zawołał ktoś z krzeseł. Towarzystwo śmiało się nieruchomemi twarzami i szydziło półsłówkami.
— Stefciu! żono, uspokój się. Na moje włosy, że to nigdy bez szopek się nie obejdzie.
— Ja je robię? ja?
— Nie mówię tego do ciebie, aniołku, ale tak... ogólnie!
— To jesteś takim mężem, takim dy-
Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/183
Ta strona została przepisana.