Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/185

Ta strona została przepisana.

niknięta do głębi rozczarowaniem i uczuciem niesmaku. Nie przypuszczała, że tacy są w życiu artyści, kapłani sztuki.
— To brudne — szepnęła rozgoryczona. — Kłócą się jak dziewki folwarczne.
Próba znowu się rozpoczęła. Reżyser sprowadził płaczącą Nicoletę, obiecał pomóc przy uczeniu się i zapewnił słowem honoru, że dostanie 10 rubli.
Dyrektorowa ostentacyjnie wyszła. Gdy się skończyła próba, adeptka, zbierając w sobie całą odwagę, przystąpiła do dyrektora:
— Panie dyrektorze...
— A, pani — dobrze; przyjmę panią. Wieczorem niech pani będzie na spektaklu, rozmówimy się — teraz nie mam czasu.
— Lepiejbyś się nie śpieszył do domu — zawołał reżyser.
— Ma pani jaki głos?
— Głos?
— To jest, śpiewa pani?
— W domu trochę śpiewałam.