strzelił się psi syn. Zastrzelił się. A że cię, psubracie, święta ziemia nie wyrzuciła za krzywdę, jaką matce zrobiłeś... Trzeba być ostatnim hyclem, psiakrew, żeby mnie zostawić samą. I to własne, najukochańsze mi zrobiło. Całe życie moje już takie psie. Ojciec jego taki sam pies był. On był krawiec, jako i zięć mój, a ja trzymałam magle — dobrze nam było — grosz na zapas był, i w mieszkaniu uczciwie — ale to niedługo. Wpadł mu w oczy jakiś drań cyrkowy, rzucił wszystko i poleciał w świat za nią. Zęby ścisnęłam tylko. Na zbity łeb, na złamanie karku, przepadnij! Targałam się, żeby wyżyć z dzieckiem, żeby mu dać edukację — ale zachorowałam, leżałam długo, magle mi sprzedali — zostałam prawie na bruku... Pasja mnie ostatnia wzięła, zebrałam, co mogłam, pieniędzy i pojechałam z dzieckiem go szukać. Znalazłam go, pani moja. U jakiejś kupczychy żył, dobrze mu było, zapomniał o nas. Za łeb go prawie przy taszczyłam do Warszawy. Był rok, obdarzył mnie synem i uciekł do tej —
Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/202
Ta strona została przepisana.