Głód zaczął mu dokuczać. Sięgnął do kieszeni, aby policzyć, ile mu jeszcze pozostało z ostatniego zarobku. Naliczył kilka złotych — co z tem zrobić?
Przed dworcem panował ruch gorączkowy i gwar, zwykły przed odejściem pociągów. Wszedł do sali. Owionęło go ciepło, pomieszane z oddechami natłoczonych ludzi. Usiadł koło bufetu. Denerwujące, wstrętne opary podnosiły się z zabłoconej podłogi i śniegu, naniesionego nogami. Dym z papierosów i cygar najgorszego gatunku zaciemniał salę i podrażniał pragnienie papierosa. Kupił paczkę jakichś obrzydliwych, zapalił jednego i zaczął się nim zwolna delektować.
Obok niego usiadło jakichś dwóch ludzi ze służby kolejowej. Rozpoczęli zwykłą rozmowę-wyrzekaniem na ciężkie czasy, podłych zwierzchników itd.
— Co ty z sobą robisz dzisiaj? — zapytał jeden z nich.
— Jadę odwiedzić chorego kolegę.
— Ah!
Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/22
Ta strona została przepisana.
— 22 —