Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/233

Ta strona została przepisana.

spracowane kadłuby; leżą, jakby nadsłuchując coraz cichszych fal odpływu...
Święto! Odpoczywa ocean! Przyczaił się w głębinach, zapatrzony w niebo, ukrył pazury, legł na burzy i śni swoją moc i potęgę straszliwą.
Nadbrzeżne drzewa, mury portu, kwiaty jabłoni toną w nim, niby oczy dzieci, wystraszone a pełne zachwytu! Ludzie na wybrzeżu patrzą w ocean..., a każde oczy lecą w dal, a każde oczy niosą się aż tam, ku złotej, dalekiej linji horyzontu, a każde oczy krążą ponad cichą głębiną...
Święto dziś w porcie... Święto w miasteczku.
— Święto! — Wołają dzwony, głoszą i podśpiewują krótki hymn.
Nad wodą zbiła się gromadka kobiet, utkwiwszy oczy w dal. Wieczne, żałosne płaczki oceanu... Siedzą stare, podobne do pni spróchniałych, omszonych i podartych piorunami. Siedzą bezradnie młodsze, dorodne, białe czepki chwieją się nad włosami, pobladłe usta szepcą, wyniosłe piersi