Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/258

Ta strona została przepisana.

— O, Ałłach! jak ciężka jest nauka życia!
I ochłonąwszy nieco, jął nieśmiało i trwożnie rozpytywać ludzi, dlaczego odźwierny żąda od niego biletu? I co to jest bilet? Patrzyli jak na warjata i wybuchali śmiechem, dopiero jakiś litościwszy wskazał mu długi łańcuch ludzi, cisnących się do jakichś okienek, i rzekł łagodnie:
— Tam sprzedają bilety!
Reszyd rzucił się gorączkowo w szereg, ale wysoki mąż w niebieskim burnusie, stojący zboku, krzyknął groźnie:
— Kuda leziesz? — I władczym ruchem wyrzucił go na salę.
Wtedy Reszyd stanął jak gromem rażony, na szczęście przysunął się do niego młody Egipcjanin o bujnych kędziorach, zwisających mu przy uszach, i szepnął cicho:
— Ja kupię bilet, pan dobrodziej da pieniądze, i zaraz przyniosę, ja się nie boję tego chama! — Wskazał ostrożnie na niebieski burnus.