Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/265

Ta strona została przepisana.

przerwaną rozmowę; pan w czapce skarżył się schrypniętym, przepitym głosem:
— Ja prawdziwie arabski człowiek, ja czynownik, wiernie służył sułtanowi, a teraz co? W duraki posłali! To Fenicjanie do nas napisali, że ja wziatki brał i gubernator im powierzył! Tak, on liberał, on prawie socjalista! — I grzmiał coraz głośniej, a potem dama zaczęła wyrzekać na straszne czasy.
— Iw naszym powiecie same buntowszczyki. Jeszcze pół roku temu, to czy było potrzeba obuwia, czy konfektów, czy co do kuchni, wszystko sami przynieśli i jeszcze prosili, żeby przyjąć, a dzisiaj co? Zobaczyłam wczoraj w sklepie cudny materjał na suknię i kazałam odesłać do domu, a ten podły kupiec powiada mi zuchwale:
— Pani naczelnikowa, zaraz się płaci, bo już nie kredytuję!
— Ot skatina! Takiegoby w mordę raz i drugi! — mruknął pan.
— Myślałam, że umrę ze wstydu! Oni