Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/267

Ta strona została przepisana.

Nikt się nie odezwał, błysnęły tylko srogie spojrzenia.
Ponowił pytanie, sądząc, że niedosłyszeli, a na to ktoś rzekł.
— Nie rozumiemy po arabsku!
Zabolało go to niezmiernie, że, nie zważając na wrogie milczenie, jął mówić prędko.
— Ja ze stolicy! Przyjechałem, żeby tak z wami pomówić serdeczno, od duszy! Żeby wiedzieć naprawdę, co się u was dzieje...
Mówił długo i w próżnię, bo wszyscy pilnie czytali lub udawali drzemiących, że zamilkł zawstydzony i napisał w notesie:
— «O, Ałłach! ty widzisz, jak trudzę się dla szczęścia swojego narodu!»
Na jakiejś stacji rozjazdowej wpadł do wagonu chłopak z gazetami i krzyczał jak oszalały!
— Najświeższe wiadomości! Sprali Arabów! Kurjerek poranny, sto Chińczyków zabitych, jeden Arab ranny!
Wagon wybuchnął śmiechem, i wszyst-