Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/273

Ta strona została przepisana.

chińskiemi małpami; słuchał chciwie, pił te wieści jak nektar przesłodki, a gdy wznieśli gorący okrzyk na cześć Sułtana i wojsk niezwyciężonych, krzyczał najgłośniej i całował się ze wszystkimi jak z braćmi, obiecując w duszy sowite nagrody tym wiernym, prawym Arabom, którzy skwapliwie podawali mu swoje karty wizytowe. A w trzeciej klasie, do której zajrzał wkońcu, panował tak samo gwar, raczono się wódką i ogórkami, ktoś grał na bałabajce i ktoś bił obcasami kamaryńskiego, aż huczało, pełno było robotników w czystych bluzach, o czerstwych, żołnierskich postawach i wypasionych twarzach; siedział między nimi najdłużej, rozmawiał, zachęcając, by powiadali całą prawdę, jak jest po ich wsiach, po fabrykach, w całym narodzie...
I płynęła mu do serca i mózgu miodowym potokiem prawda, taka, jakiej pragnął, jaką przywykł żyć, jaką go karmiono od dzieciństwa, że rozrzewnił się do łez