mury stacji, oświetlone od dołu, miały w sobie martwą zadumę kamieni.
Zadźwięczał dzwonek.
— Chodźmy, prędzej! — przynaglał nieznajomy. Gdy stanęli przy maszynie, poszeptał coś z maszynistą i przedstawił mu Jana. Poczem, jakby na usprawiedliwienie, dodał przy pożegnaniu:
— Nie mogłem pana umieścić w wagonie — będzie kontrola. Ale i tutaj swobodnie pan dojedzie, zobaczymy się w N.! Do widzenia!
Jan wdrapał się na maszynę. Stanął zboku. Jednocześnie prawie rozległ się ostry gwizd, i pociąg ruszył.
Przymknął oczy. Przez chwilę wydało mu się, że jakaś nieznana a potężna siła porywa go i niesie ku nieznanym światom i losom.
Pociąg biegł po wyciągniętych, jak struny, szynach, które przez okienko maszyny było widać, odrzynające się czarną linją na tle śniegu.
Ziemia zdawała się uciekać wtył, la-
Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/28
Ta strona została przepisana.
— 28 —