Pewnej nocy zrobił się w domu wielki rumor. To wuj Ludwik obudził matkę, która głośno zaczęła płakać. Ojciec mu coś napróżno perswadował, jedno tylko mogłem usłyszeć, jak wuj Ludwik powtarzał twardo:
— Pójdę! Pójdę!
Z rana przyszedł ksiądz Szymon na naradę. W domu zrobił się nieopisany zamęt, płacze, jakieś przygotowania do drogi. Ojciec chodził po kątach, jak struty. Berkowa ukradkiem wyniosła z domu stary szal turecki, który był od święta. Widziałem go potem na dziedziczce. I porcelanowy zegar, który bił godziny, gdzieś też zginął z serwantki.
Coś tajemniczego działo się w domu. Moszek wyprowadził krowę i dwuletniego źrebaka.
Wuj Ludwik nie ruszał się ze swego pokoju. Tylko ciocia Walercia wciąż siedziała pod lipą z panem Adamem i widziałem, jak się całowali. Powiedziałem, że poskarżę, uściskała mnie i, abym był cicho,
Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/280
Ta strona została przepisana.