Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/283

Ta strona została przepisana.

— Dojadą do znajomych na granicy, tam ich przeprowadzą.
— To i Michał z nim jedzie? — spytała ciotka.
— Jakże, przecież to jego towarzysz. Uparł się, że go nie opuści!
— Porzucił żonę i dziecko!
— Nietylko on! Nietylko! — jęczała matka.
W tydzień przyszła wiadomość pewna, że wuj z Michałem przedostali się już zagranicę.
Odtąd jeszcze z większą niecierpliwością oczekiwano poczty. Matka płakała nocami. Ojciec uciekał w pole, a ksiądz modlił się po całych dniach. Tylko ciocia Walercia nie miała czasu, bo szyli wyprawę, i chodziła z panem Adamem na spacer do lasu, skąd wracała taka czerwona, narzekając na upał, że matka zabroniła jej tych spacerów.
Wreszcie odbył się ślub, zupełnie cicho, z rana. Ksiądz przyniósł wina, które wypito za zdrowie młodej pary, poczem