Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/286

Ta strona została przepisana.

— Państwo ino la szpasu tak czytają! Prawda? La szpasu?
Ojciec zaczął jej tłumaczyć, aż wreszcie zrozumiała.
— Mój Josek nie żyje! Moje dziecko! Jego kula rozerwała! Gwałt! Mój syn! Moje dziecko! Ażeby was wszystkich choroba, ażeby ta czarna śmierć! Mój Josek!...
Rozpłakała się, opadła z sił, wtuliła się pod ścianę i pozostała tak skurczona cały dzień, bez ruchu, bez jadła, tylko łzy płynęły jej z oczu bezustannie. Ile razy zajrzałem do pokoju, widziałem jej twarz bladą, przekręconą perukę i te sznury łez, płynące nieskończenie.
Wkońcu podniosła się i zwróciła się do matki z krzykiem:
— Do samego cesarza będę pisać, niech mi zwróci syna! Niech mi go oddadzą, on mój! Mój!
Później, jakby jej się w głowie coś popsuło, bo wciąż powtarzała, że pisze skargi i prośby, aby jej oddano Joska.
Przyszła jesień, a z nią deszcze, wiatry