Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/297

Ta strona została przepisana.

ludność męska i zdrowa pracowała w kopalniach i fabrykach. Ziemia przeróżnemi odgłosami zdradzała, co się dzieje w jej głębiach — raz po raz targał się w powietrzu jakiś głuchy huk, to krzyk jakiś ogromny, przytłumiony i daleki wydzierał się niewiadomo skąd, to jakiś dziki dreszcz wstrząsał skalistą skorupą, to znowu coś, co było jakby zdławionym jękiem. Mrowiło się tam pod ziemią od ludzi; wrzał nieustanny, twardy rytm pracy, od którego dygotały domy i leciały zgóry wyważone skały. Grały zdławionym jękiem... Sapanie maszyn, zgrzyty wind, gruchot przesypywanych do wagonów węgli, świszczące wycia tłoków, bicia potężnych młotów, ustawiczne wybuchy podziemnych gromów i głosy ludzkie zawodziły jakąś potężną pieśń mocy niczem nie zwalczonej, triumfujący hymn człowieczego wysiłku. Tysiące ludzi w tych głębiach wiecznych mroków pracowały niezmordowanie; tysiące kilofów z niesłabnącym nigdy uporem kruszyły twardą skałę; tysiące rąk przez dłu-